2009/10/01

Solaris, uaktualnione





































W piątek, 2.10.2009r. premiera "Solaris. Raport" w reż. Natalii Korczakowskiej w TR Warszawa.



Natalia przymierzała się do Lema od kilku lat, myślę, że obok "Burzy" Szekspira to jeden z najbardziej przerobionych/przemyślanych przez nią tematów. Rozmawialiśmy o Solaris już w trakcie prac na "Stawroginem", kiedy nie było jeszcze wiadomo, że spektakl wyprodukuje TR.

Bardzo interesująca i wymagająca praca, wspaniała obsada i robiąca wrażenie oprawa sceno/wideo/audio. Na wspominki z realizacji spektaklu sobie nie pozwolę, jest to jeszcze zbyt gorące.*

Poniżej Marcin Masecki, w czasie próby, nagrywa drugi track rumby z 8 i 1/2 Felliniego :-).




Solaris. Raport

reżyseria i adaptacja: Natalia Korczakowska
scenografia: Anna Met
muzyka: Marcin Masecki, DJ Lenar
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
wideo: Prot Jarnuszkiewicz
konsultacje dramaturgiczne: Jacek Dukaj
konsultant: Marcin Cecko

obsada: Lidia Schneider, Katarzyna Warnke,  Eryk Lubos, Cezary Kosiński, Lech Łotocki, Sebastian Pawlak, Adam Woronowicz



- - -
*uaktualnienie. 
Jedna uwaga co do skrótów: "S" - Solaris. Powieść Stanisława Lema.
"S. R" - spektakl Solaris. Raport 

Otóż jednak pozwolę sobie na pewne dygresje.
Jest już po III generalnej, poczułem zamknięcie tego projektu, wszystko jest już w ciałach (nie tylko w rękach) zespołu aktorskiego, czyli można coś i z siebie wypuścić.

Wracając wczoraj do domu, w metrze, zobaczyłem zapowiedź "S. R". Opis roli powieści w świecie (liczne tłumaczenia, miliony egzemparzy), krótkie wprowadzenie w fabułę, krytyka dwóch realizacji filmowych i jako puenta ciekawość jak to 'wypadnie' na deskach teatru (skoro w filmie nie dało rady wypaść). No cóż, nie bez przyczyny centrum naszej stacji Solaris wyłożone jest drewnianym parkietem.

To chyba rzadki przypadek, żeby opinia autora powieści o filmowych adaptacjach jego dzieł tak mocno wbiła się w zbiorową świadomość. Fakt, że Lem skrytykował oba filmy, Tarkowskiego zwyzywał na planie, a Sodenbergha zbył wzruszeniem ramion, nie oznacza, że filmy te były nie wypałem, choć na pewno nie są to realizacje kongenialne. Czy jednak przeniesienie całości Solaris, tak jak Lem by sobie tego życzył, jest w ogóle możliwe?

"S" zaczyna się jak świetny thriller z niemal kryminalną intrygą. Później dochodzi wątek romansowy, z dzisiejszej perspektywy, nieco przestarzały i stereotypowy - mam na myśli głównie protekcjonalny stosunek Kelvina do Harey. Że jest to powieść wyjątkowo heteronormatywna nie trzeba udowadniać niuansami. Harey czyta "Kucharza Międzygwiezdnego" gdy Kelvin i Snaut rozmawiają o "poważnych sprawach"; Kelvin wciąż zwraca się do Harey per "dziecko", ewidentnie mężczyźni myślą, a kobieta histeryzuje. Jednak Harey jest tworem, można zaryzykować stwierdzenie, że zmaterializowaną fantazją Kelvina, która wraz z rozwojem akcji zdobywa autonomię, przekracza narzucone przez ocean ograniczenia, swoimi własnymi ścieżkami zdobywa samopoznanie ("jestem instrumentem oceanu do badania twoich reakcji"). To pozwala percepcji czytelnika wejść w kolejną piętrzącą się metaforę i olać tę nieco dziwną damsko-męską relację. Śledztwo Kelvina dotyczące samobójczej śmierci Gibariana przerywane jest wykładami z historii badań oceanu oraz szczegółowymi opisami zjawisk zachodzących na jego powierzchni. Zjawisk niewytłumaczalnych i nieprzeniknionych, poznajemy je bowiem z punktu widzenia kolejnych badaczy, nie zaś z pozycji wszechwiedzącego narratora. Filozoficzny potencjał tych filarów (kryminalnego thrillera, romansu fantazji, groteskowej historii nauki oraz językowego majestersztyku w opisach mimoidów, chyży, długoni i symetriad) dzięki ich subiektywności i namacalnej tajemnicy buduje sukces tej literatury.

Jednak i w filmie i w teatrze dwa z tych elementów są nie do przeniesienia żywcem. Solarystyka i opisy oceanu jakkolwiek pogłębiają tę powieść, sprawiają trudności każdemu kto podejmie się adaptacji "S". Wycięte mszczą się. Można też szukać metafory. Teatr, któremu przez brak możliwości wciskania w fotel efektami cyfrowymi nieprzychylny jest gatunek s-f, być może radzi sobie z metaforą o wiele lepiej niż film, w którym s-f z mniejszymi lub większymi sukcesami rządzi od prawie stu lat. Jest też w teatrze wiele wyczuwalnych tajemnic. Jedną z nich jest wymiana pomiędzy aktorami, a widownią. Kiedy aktor patrzy w ciemną otchłań, która zaczyna się za progiem sceny... Ale gdzie tam, nawet jeśli biega w koło widza i zagląda mu w oczy... istnieje bariera. Granica, której strzegą celnicy kontaktu, nakładający cło na każdą treść, która ma się przedostać z jednej strony na drugą. Napisano na ten temat nie jeden opasły tom, mistrzowie i buntownicy teatru badają i wypróbowują tę granicę od jego początków do dziś, do jego schyłku ;-). Oto i ocean. Nie jako konkretne osoby na widowni reagujące w ten czy inny sposób, ale jako żywa tajemnicza zbiorowość, która składa się z indywidualności, ale nazwa uznaje ją jako osobny byt. To też obiekt badań każdego zespołu teatralnego. Widownia i teatr kształtują się nawzajem, teatr próbuje sobie "wychować" widownię, widownia w odpowiedzi żąda więcej lub inaczej. Każdy teatralny wieczór wypełnia magia kontaktu, próby kontaktu, walki o kontakt, nawet jeśli reżyser postawi "czwartą ścianę". Harey próbuje popełnić samobójstwo, nie udaje się jej, jest nieśmiertelna. Czy to nie wyolbrzymiony do tragicznej postaci dylemat aktora, który nie jest w stanie zagrać śmierci, bo zawsze będzie to pachniało farsą i udawaniem?
Solarystyka zaś może zaistnieć jako postawienie Gibariana w centrum wydarzeń. Podczas lektury wydaje się on drugoplanowy. Ale to przecież wybitny autorytet, jeden z ostatnich wielkich tej nauki, niezapominając o fakcie, że to ważna postać w życiorysie Kelvina. Gibarian wyłowił jego sensacyjną pracę o Solaris i wciągnął w pracę naukową, która przyniła się skolei do samobójstwa Harey. I rezygnuje Gibarian z życia, rzucając mrok wątpliwości na sens solarystyki. Ciągła obecność tego niewygodnego trupa, i żyjącej nieprawdziwej Harey to dwa wektory, które robią z racjonalnego umysłu Kelvina napiętą jak struna wiolonczeli gumkę od majtek.

Ok...ciąg dalszy wynurzeń nastąpi, tymczasem, biegnę na premierę.

Brak komentarzy: